piątek, 24 września 2021

Ale pękaj, serce moje, bo usta milczeć muszą

Ophelia Baltimore
TU BĘDĄ KROPKI ZE ZDJĘCIAMI
19.07.1997 || Nowy Jork || Apartament na Upper East Side na ostatnim piętrze drapacza chmur dzielony z wiecznie nieobecnymi rodzicami || Córka prezesa firmy farmaceutycznej o międzynarodowym zasięgu oraz zdolnej malarki || Siostra tragicznie zmarłego w wypadku samochodowym świetnego naukowca i spadkobiercy firmy Baltimore || Uniwersytet Columbia: Prawo || Metr sześćdziesiąt pięć niezdecydowania || Miłośniczka kawy, która byle czym się nie zadowoli || Fanka różowych dountów z nadzieniem o smaku kinder bueno || Fascynacja brodweyowskimi musicalami || Powiązania

Dzień rozpoczyna od rzucenia budzika na drugi koniec pokoju. Urządzenie, jak na złość, od kilku lat nie chce się zepsuć. Zresztą, nawet gdyby było w częściach, to i tak zaraz na stoliku znalazłoby się nowe. Śniadania zazwyczaj pomija. Ubiera się i wychodzi. Na parkingu czeka na nią szofer, trzymając paczkę - waniliowe latte na chudym mleku z kawiarni z bykiem w logo i dwoma różowymi donutami. Chociaż drugi słodycz ma być na później, to nim dojedzie na uczelnię, nie ma ani jednego. Chociaż wie, że musi dbać o linię, bo krawcowa znów będzie mruczeć, to po pierwszych zajęciach i tak kupuje sobie batonika z automatu. Automat zazwyczaj się zacina i nie chce jej go wydać, więc kopie go z boku. Dla znajomych widok kopiącej automat Ophelii jest czymś normalnym, z kolei obcy zazwyczaj posyłają jej spojrzenie, jakby była wariatką. Przecież ma tyle pieniędzy, że mogłaby kupić drugiego i tak jej portfel by tego nie odczuł. Ophelii chodzi jednak o coś zupełnie innego - skoro zapłaciła za TEGO batonika, to TEGO chce otrzymać.

Nigdy nie usłyszała pytania, czego by chciała. Wszystko miała narzucone przez rodziców, środowisko w którym się obracała bądź przez inne czynniki, na które nie miała wpływu. Zawsze musiała mieć najlepsze ubrania, nawet jako dziecko występowała w reklamach jakiegoś francuskiego projektanta, którego nazwiska do tej pory nie potrafi wymówić. Chodziła również do najlepszych szkół i co roku dostawała dyplom za stuprocentową frekwencję oraz znakomite wyniki w nauce. Nic dziwnego, że udało jej się dostać na uniwersytet z Ligii Bluszczowej. Chociaż miała wybór - zostać w Nowym Jorku bądź wyjechać - to i tak postawiła na miasto, które nigdy nie zasypia. Musiała również chodzić na przeróżne zajęcia dodatkowe. Dzięki lekcjom śpiewu ma nienaganną dykcję, a dzięki lekcjom tańca chodzi wyprostowana i nigdy się nie garbi. Z kolei dzięki lekcjom malarstwa, zauważa nierówne kreski i pociągnięcia pędzlem nawet na nowojorskich drogach i nie boi się tego skomentować.

Chciała chodzić na lekcje aktorstwa, lecz rodzice jednomyślnie stwierdzili, że jest to na tyle głupie zajęcie, że nie powinna sobie tym zawracać głowy. Wyrazili za to zgodę, aby wystąpiła w szkolnym przedstawieniu. Nauczycielka nie dostrzegła jej potencjału i dała jej rolę drzewa. W dodatku niemego. Mimo to, Ophelia dała z siebie wszystko, dzięki czemu wygrała w konkursie i otrzymała szkolną nagordę za najlepszą rolę niemą. Niewielki puchar ma do tej pory, a czekoladki, które były do niego dołączone, zjadła nim skończyło się rozdanie nagród. Przygotowując się w domowym zaciszu do aktorstwa, bardzo dużo czytała. Zakochała się w przygodach Ani Shirley i, tak jak ona, chciała zamieszkać na Zielonym Wzgórzu. Po jednym dniu spędzonym na wsi i pomagając przy zwierzątkach, pomysł szybko wywietrzał jej z głowy.

Od zawsze miała wszystko. Pieniądze, podróże, ludzi, którzy są w stanie zrobić za nią niemal wszystko. Gdyby zechciała, to nie musiałaby się sama malować, bo w salonie czekałaby wizażystka. Nie musiałaby również sama wybierać ubrań, bo miałaby stylistę. Kiedy zażyczyła sobie naleśników w środku nocy, dostawała je. Kiedy dżem z naleśnika spadł na podłogę, zaraz wszystko było posprzątane. Po ciężkim tygodniu w szkole mogła wypoczywać przez weekend na jakieś ciepłej wyspie, niczym sie nie przejmując. Miała i wciąż ma wszystko, o czym większość ludzi może jedynie pomarzyć.

A mimo to, mając szesnaście lat miała wrażenie, że tak naprawdę nie ma nic. Brat na każdym kroku udowadniał jej, że jest nikim, a w niczym niezorientowani rodzice jeszcze chwalili go, że tak świetnie radzi sobie z siostrą, kiedy ich nie ma. Ophelia przefarbowała wtedy końcówki na różowo, a paznokcie zaczęła malować na czarno. Sądziła, że to wystarczy, aby stać się zbuntowaną nastolatką. Wtedy też zrobiła pierwsze kolczyki w uszach: industrial, daith, helix, tragus i stacked lobe. Kolczyk w nosie natomiast był sztuczny. Widząc igłę, która zbliżała się do jej nosa, straciła przytomność, do czego nie chciała się przyznać. Trzy lata później zrobiła sobie niewielki tatuaż na biodrze, z którego jest niezwykle zadowolona i żałuje, że nie może się nim chwalić na prawo i lewo.

Chociaż studiuje prawo, to nie wie, kim chce zostać w przyszłości. Prokuratura jest ciekawsza, lecz Ophelia ma za miękkie serce, aby pracować na tym stanowisku. Z kolei adwokaci są nudni i muszą bronić nawet największe łachudry. Mimo to, uczy się pilnie, wymądrza się, kiedy może i udaje, że wcale nie pożera cukierków-szklaków na zajęciach. Cudem jest to, że jeszcze nigdy się żadnym nie zadławiła, choć czasami było naprawdę blisko. Myślała nawet, inspirując się ciotką, o otworzeniu fundacji. Problem jest taki, że nie ma pojęcia jakiej. Myślała o fundacji na rzecz oposów, ale kiedy powiedziała to na głos, nikt nie wziął jej na poważnie.

Nie mówi, co wydarzyło się na pewnej imprezie, chcąc wymazać tamte wydarzenia z pamięci. Mimo upływu czasu, wspomnienia czasami wciąż nawiedzają ją w koszmarach. I chociaż obiecała sobie, że nie dokona aktu zemsty, to widząc jego uśmiechniętą twarz na uczelnianych korytarzach, ma ochotę oblać go wrzątkiem, aby choć przez chwilę poczuł taki sam ból, jak ona wtedy czuła.

Nie przypomina stereotypowych dziewczyn z wyższych sfer. Nie wychodzi z założenia, że wszystko jej się należy, nie gardzi ludźmi i stara się być dla każdego zawsze miła. Bierze czynny udział w różnych akcjach charytatywnych i nie robi tego jedynie na pokaz. Nie patrzy również, aby tylko wbić drugiemu człowiekowi szpilę w oko. Lubi ludzi, nawet jeśli oni nie lubią jej.

Lubi wypić lampkę wina, odpoczywając w jacuzzi i podziwiając panoramę Nowego Jorku. Przed snem zawsze łapią ją dziwne myśli, typu dlaczego Kaczor Donald po kąpieli obwiązywał się w pasie ręcznikiem albo, że czytanie to wpatrywanie się w martwe i przerobione drzewo i halucynacje. Ponadto gada przez sen, zazwyczaj coś o jakiejś kurze, co jest nieco dziwne, bo nigdy nie miała kury. Ma za to psa, rasy torebkowy szczurek, bardziej znany jako York. Hamlet, jak przystało na stuprocentowego Yorka, jest niezwykle szczekliwy, szczeka nawet na własny cień. Ponadto jest niezwykle uroczy, a ze swoją panią mają identyczne zimowe sweterki.

K a y
[Hej! Witam się pięknie i do wątków zapraszam! Ja nie gryzę, ale za Hayley nie biorę odpowiedzialności :D. Powiązania kiedyś rozwinę i chętnie pododaję nowe osoby.
Kontakt: czarny.jezdziec69@gmail.com || GG: 34885343]